Jak można mówić o solowym debiucie
kogoś kto gra muzykę od 25 lat? A od 10 lat tworzy najbardziej
znane trio wokalne polskiego reggae? No jakoś tak trudno. Ale kiedy
gra się coś innego niż grało się dotychczas można się pokusić
o nazwanie tego czymś nowym, świeżym. Tak więc Reggaenerator
nagrał coś świeżego. Czego nie grał jeszcze wcześniej.
Kojarzycie Skindred? Takie pomieszanie
metalu, punka, dancehallu i odrobiny elektroniki. Właśnie do tego
zespołu najbardziej nawiązuje projekt wokalisty Vavamuffin. Są
jeszcze fascynacje rap-metalowym Body Count, podobno też była tu
Nirvana chociaż mi tu bardziej pachnie Beastie Boysami.
Chłopaki z Shark’a’taak się
postarali. Płyta muzycznie jest na bardzo wysokim poziomie. Jest
skocznie, z bardzo fajnymi, soczystymi riffami. Są kawałki bardziej
hip-rockowe takie jak na przykład właśnie „Shark’a’ttak”,
czy „Tommy Bad Gun”, rockowo-dancehallowe jak świetne
„Saskerland” ze świetną harmonijką we wstępie, poprzez już
cięższy klimat „Nie ma przebacz” , bardzo skoczne „Pretty
Cool” czy punkowe „One Level Up”, kończąc na całkowicie
regałowym „Olives’n’wine”. Sekcja rytmiczna pracuje bardzo
mocno i dokładnie, wszystko jest świetnie wyprodukowane, czuć
każde uderzenie perkusji i pociągnięcie struny basu. Kawał dobrej
roboty.
Wokalowo i tekstowo jest tak jak
przyzwyczaił nas Reggaenerator. Poprzeczka jest wysoko zawieszona,
według mnie jest on jednym z najlepszych dancehallowych nawijaczy w
kraju, wychodzi mu też bardzo dobrze nawijanie po angielsku, a z tym
w Polsce jest w ogóle problem. Tekstowo jest fajnie. Bardzo lubię
kawałek o Saskiej Kępie, ciekawe jest też „8 sekund”, dzięki
której przyjrzałem się bliżej historii Mike’a Tysona. Historia
o Tommym też jest fajna, ale moim faworytem jest dalej jednak jest
genialne „Serce Beyonce”. Dawno nie słyszałem takiego fajnego
kawałka w sumie o wszystkim. Jestem na tak.
Nie ukrywam tego, że za pierwszym
odsłuchem odbiłem się od tej płyty. Może dlatego, że
obiecywałem sobie za dużo. Chciałem by to był drugi Skindred
tylko, że po polsku. Jednak stwierdziłem, że skoro już mam
koszulkę zespołu, mam płytę, to tak łatwo się nie poddam. I
płyta się pięknie rozwijała za każdym odsłuchem. Ja złagodziłem
moje wymagania a ona zaczęła oddawać swoją moc. Bardzo fajna,
pozytywna muza, dobra na zimowe wieczory, jako pewien przerywnik od
klimatów reggae, bo czasem trzeba się trochę przebudzić. Dziękuję
Sharkom za to!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz